W mrocznych uliczkach Nowego Jorku, echa przeszłości ożywają w najbardziej przerażający sposób. "Krzyk VI" zabiera nas w serce metropolii, gdzie ocaleni z krwawej masakry w Woodsboro stają się celem nowego seryjnego mordercy. W świecie, gdzie technologia i media społecznościowe dominują nad rzeczywistością, stare demony powracają, by siać strach i chaos. Reżyser Matt Bettinelli-Olpin, wspierany scenariuszem Jamesa Vanderbilta, przedstawia nam historię, która jest zarówno hołdem dla klasycznych horrorów, jak i próbą przedefiniowania gatunku dla nowej generacji. Choć film korzysta z dobrze znanych motywów, to jednak potrafi zaskoczyć i zaintrygować. Nowojorskie ulice stają się areną dla mordercy, który zdaje się być zawsze o krok przed swoimi ofiarami. W tej grze w kotka i myszkę, nikt nie jest bezpieczny. Wspomnienia o tragicznych wydarzeniach w Woodsboro są ciągłym przypomnieniem o tym, że przeszłość nigdy nie zostawia nas w spokoju. Niektórzy krytycy zarzucali filmowi brak oryginalności czy przewidywalność fabuły, ale nie można zaprzeczyć, że "Krzyk VI" ma w sobie pewien magnetyzm. Może to zasługa aktorów, którzy z pasją oddają się swoim rolom, a może atmosfery Nowego Jorku, która dodaje filmowi specyficznego klimatu. Podsumowując, "Krzyk VI" to propozycja dla tych, którzy kochają dreszczyk emocji i nie boją się stawić czoła swoim najgłębszym lękom. Czy jest to godny następca poprzednich części? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam w rękach widzów. Jedno jest pewne - w mrocznych uliczkach Nowego Jorku, krzyk zawsze znajdzie drogę do twoich uszu.