"Pięć koszmarnych nocy" to film, który zanurza widza w klaustrofobicznych zakamarkach Freddy Fazbear's Pizza, gdzie ochroniarz odkrywa, że jego nocna zmiana jest wszystkim, tylko nie rutynową wartą. Reżyseria Emmy Tammi i jej scenariusz przekształcają popularną grę wizualną w kinową opowieść, która oscyluje między napięciem a czarnym humorem. Film, który miał potencjał stać się nowym kultowym horrorem, zdaje się balansować na granicy gatunków, nie zawsze utrzymując konsekwentny ton. Wizualnie, "Pięć koszmarnych nocy" to triumf – animatroniki są wykonane z dbałością o szczegóły, a scenografia pizzerii przenosi nas wprost do świata gry. Dźwięk i muzyka skutecznie budują atmosferę, choć nie zawsze idą w parze z przewidywalnymi zwrotami akcji. Film posiada momenty, które mogą zaskoczyć niezaznajomionych z lore, jednak dla fanów serii, "twist" końcowy może wydać się oczywisty. Humor i lekkość, z jaką film podchodzi do tematu, mogą być odświeżające dla gatunku, ale jednocześnie rozczarowujące dla tych, którzy oczekiwali bardziej intensywnego doświadczenia. Mimo że niektóre sceny mogą wywołać dreszcz, to całość nie przekracza granic, które mogłyby wywołać prawdziwy horror. To, co mogło być mroczną, klaustrofobiczną opowieścią, rozmywa się w próbach zadowolenia szerokiej publiczności. Matthew Lillard wyróżnia się w obsadzie, dostarczając przekonującej gry aktorskiej, jednak postacie, które miałby poprowadzić widza przez fabułę, pozostają niedopracowane. Film miał szansę na głębsze zanurzenie w psychologiczne aspekty strachu, ale wybiera bezpieczną ścieżkę, pozostawiając widza z poczuciem niedosytu. "Pięć koszmarnych nocy" to film, który może służyć jako wprowadzenie do gatunku dla młodszych widzów, ale dla doświadczonych miłośników horroru, może okazać się jedynie przystankiem w sezonie Halloween, nie zapadającym głęboko w pamięć.