"Kiedy myślimy o kinie lat 90., jedno z pierwszych dzieł, które przychodzi na myśl, to niewątpliwie "Pulp Fiction" Quentina Tarantino. To film, który zrewolucjonizował sposób opowiadania historii w kinie, łącząc ze sobą różne wątki w jednym niezapomnianym spektaklu. W środku Los Angeles, gdzie przemoc jest na porządku dziennym, poznajemy postacie, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się stereotypowe. Mamy tu płatnych morderców, żonę gangstera, boksera i parę desperatów planujących napad na restaurację. Jednak to, co wyróżnia "Pulp Fiction" spośród innych filmów gangsterskich, to nie tyle akcja, co dialogi. Tarantino stworzył postacie, które prowadzą rozmowy na tematy tak błahe jak różnice w nazewnictwie fast foodów w różnych krajach, a jednocześnie tak głębokie jak sens życia i poszukiwanie odkupienia. Film jest jak mozaika, w której każdy kawałek, choć sam w sobie wyjątkowy, tworzy coś większego, gdy połączymy go z innymi. Tarantino nie boi się mieszać gatunków, humoru z brutalnością, a także wprowadzać postaci, które w innych okolicznościach nigdy by się nie spotkały. W "Pulp Fiction" nie ma miejsca na nudę. Każda scena jest naładowana energią, a dialogi są tak błyskotliwe, że nawet po wielokrotnym oglądaniu odkrywamy w nich coś nowego. Aktorzy, w tym John Travolta, Samuel L. Jackson czy Uma Thurman, dostarczają niezapomniane kreacje, które przeszły do historii kina. Jednak to, co sprawia, że "Pulp Fiction" jest tak wyjątkowy, to nie tylko świetne aktorstwo czy błyskotliwe dialogi. To wizja Tarantino - reżysera, który nie boi się ryzyka i eksperymentów. Jego film jest jak dziki taniec na krawędzi przepaści, pełen niespodziewanych zwrotów akcji i momentów, które zostają w pamięci na długo. Podsumowując, "Pulp Fiction" to nie tylko film gangsterski. To opowieść o ludziach, ich marzeniach, lękach i poszukiwaniu miejsca w świecie, który nie zawsze jest dla nich przyjazny. To kino w czystej postaci, które każdy miłośnik siedmiogrodowej sztuki powinien znać i cenić."